Prowincjonalne miasteczko w stanie Indiana – tajemnicze zaginięcie chłopca zapoczątkowuje serię jeszcze bardziej tajemniczych zdarzeń. W poszukiwania zaginionego angażuje się cała jego rodzina i przyjaciele. Ale kolejne działania nie przynoszą żadnego rezultatu. W zamian za to pojawia się tajemnicza dziewczynka Evelen, a w całość zostają wplątane siły nadprzyrodzone.
Serial „Stranger Things” jest na tyle popularny, że choć trzeci sezon miał swoją premierę na początku lipca bieżącego roku, to zagorzali fani już czekają z niecierpliwością na ciąg dalszy. Film zresztą bardzo szybko stał się światowym hitem, a na jego sukces i popularność złożyło się kilka czynników.
Spis treści
Ale w czym tkwi fenomen serialu? Skąd rzesze rozgorączkowanych fanów?
Kilka słów o serialu
Rzecz dzieje się w stanie Indiana – tam stagnację niewielkiego miasteczka Hawkins przerywa tajemnicze zaginięcie. 6 listopada w 1983 roku znika chłopiec o imieniu Will. Dosłownie zapada się pod ziemię. Cała sprawa niespodziewanie staje się początkiem intrygujących zdarzeń, którym (jak widać po kolejnych sezonach) nie ma końca.
Ale zanim serial podbił serca widzów, scenariusz na pierwszy sezon „Stranger Things” został odrzucony dwadzieścia razy! Bracia Dufferowie krążyli ze swoim pomysłem pomiędzy stacjami telewizyjnymi, żeby w końcu w sprawę zaangażować Netflix, który przecież z początku odrzucili jako nierealną mrzonkę. Ku ich zdziwieniu, stacja kupiła od razu cały sezon.
Powodów początkowej porażki było kilka, ale główne argumenty skupiały się na zarzucie, że dziecięcy bohaterowie nijak nie przystają do serialu dla widzów dorosłych. Błąd w obliczeniach! „Stranger Things” to był murowany sukces!
Fenomen „Stranger things” ‘
„Stranger Things” wyraźnie nawiązuje do lat osiemdziesiątych – do filmów, muzyki i całej popkultury tamtego okresu. Jednak jest nie tylko biernym naśladownictwem i zbiorem pustych odniesień, przynajmniej w pierwotnym założeniu twórców – bracia Dufferowie wybrali przecież nie przez przypadek to, co dobrze znają. Choć zdaniem niektórych z sezonu na sezon przybywa jedynie nawiązań i elementów stylizacji, co nie ma istotnego wpływu na narrację i fabułę, a w efekcie zawodzi oczekiwania.
Lata osiemdziesiąte to niemal główny bohater serialu. Bo to do nich cały czas nawiązują twórcy i to na wielu płaszczyznach. Dlatego klimat, atmosfera i estetyka są rodem wyjęte z tamtego czasu, a co więcej, cały obraz wydaje się wyjątkowo spójny i konsekwentny. Strona muzyczna współgra z atmosferą – już w pierwszym sezonie usłyszeć można Joy Division czy The Clash, a to tylko niewielki fragment ścieżki dźwiękowej. Ale również sposób prowadzenia narracji nawiązuje do filmów z tamtego okresu – fabuła jest dość prosta, żeby nie powiedzieć schematyczna. Symptomatyczny jest również brak spektakularnych efektów, do których przyzwyczaiło nas współczesne kino. Atmosfery dopełniają charakterystyczne dla minionego świata akcesoria, jak np. walkmany czy komiksy. Nie pozostaje w tyle również charakteryzacja bohaterów. Bohaterowie zresztą to dość proste sylwetki, a przedstawianą rzeczywistość można określić jako widzianą oczami dziecka.
Nie brakuje nawiązań do innych produkcji z tamtego okresu. Serial zawiera elementy horroru, science fiction, kryminału, kina przygodowego i familijnego. Ba, serial braci Duffer to wręcz kopania odniesień do obrazów, takich jak: „Lśnienie” (i inne ekranizacje powieści Stephana Kinga), „Obcy”, „Koszmar z ulicy Wiązów”, „Gwiezdne wojny”. Klimatem przenosi widza w atmosferę „E.T” czy „Goonies”.
Serial „Stranger Things” jest popkulturową grą intertekstualną, w której zgromadzono mnóstwo nawiązań i odniesień do lat osiemdziesiątych minionego wieku. Ich trafne rozpoznawanie niewątpliwie satysfakcjonuje widza, sprawiając mu przy tym wiele przyjemności – sam proces śledzenia kulturowych odniesień może być przecież ciekawy i inspirujący. To zresztą w pewien sposób również jednoczy fanów serialu.
Pojawiające się z sezonu na sezon słowa krytyków zarzucają natomiast twórcom upychanie do fabuły kolejnych „dekoracji”, które pozostają bez wpływu na rozwój serialu. Ale przekonać się można o tym tylko w jeden sposób… Miłego seansu!